Kilka miesięcy po zakupie Thermomixa przyszedł czas na kolejne usprawnienie wyposażenia kuchni - kolekcję robotów powiększył airfryer Ovi.
Co prawda w domu mamy piekarnik, ale sam zazwyczaj z niego nie korzystałem. Trzeba najpierw wiedzieć co i jak ustawić, poczekać aż się rozgrzeje, a na koniec spróbować się nie poparzyć (opcjonalne).
Z drugiej strony teoretycznie nie potrzebowaliśmy airfryera, więc nie spieszyło nam się z jego zakupem. Z trzeciej jednak strony Thermomixa też nie potrzebowaliśmy, ale po zakupie bardzo ułatwił nam przygotowywanie różnych potraw w kuchni.
Wizja “piekarnika dla opornych” brzmiała zachęcająco, zainwestowaliśmy więc w Philips Ovi Smart 2.0 airfryer serii 7000. Szybko okazało się, że jest to rozwiązanie idealne do naszego domu: wkładam coś do środka, klikam kilka razy potwierdzając czas i moc, a resztę robi za mnie Ovi.
Okazało się, że razem z Kasią korzystamy z Ovi o wiele częściej niż z Thermomixa - podgrzewamy sobie wszystko, co tylko się da: od kanapek, przez frytki czy pieczywo czosnkowe, po kotlety.
Tak podgrzane jedzenie jest o niebo lepsze niż z mikrofali, a zasada użycia jest dokładnie taka sama: włóż, włącz, i za kilka minut dostajesz to, co chciałeś.
Na Święta airfryer wszedł na swoje wyżyny i przygotował nam całego kurczaka, który miał idealnie chrupiącą skórkę i soczyste mięso w środku.
Piekarnik do kosza, mikrofala na śmietnik, niech żyje airfryer? Tak! Ovi jest wypasione i robi robotę, jest idealne na potrzeby moje i Kasi.
Obsługa jest banalna i bezproblemowa, w końcu to tylko jedno pokrętło. Jedzenie nie tylko podgrzane w środku, ale i odpowiednio opieczone na zewnątrz.
Czasami odgrzewana pizza smakuje lepiej niż ta od razu przywieziona w dostawie, a to już sporo. Szczególnie, jeśli podpieczenie jej zajmuje trzy minuty.