Moje niedawne urodziny były kolejną okazją (po dwóch dniach ojca w 2019 i 2020), by zakupić mi prezent i razem się nim bawić - tym razem padło na prosty model metalowej wyścigówki, który należało samemu skręcić z dostępnych części.
W 2019 roku świętowaliśmy dzień ojca składając razem wyścigówkę Lego, w 2020 roku jeździliśmy zdalnie sterowanymi samochodami, a w tym roku wyjątkowo urodzinowo skręcaliśmy model z metalu.
Wpadliśmy na niego nieco przypadkowo, przechodząc obok Flying Tiger w centrum handlowym. Na wystawie prezentował się wśród innych tego typu rzeczy - takich, które są spoko, ale właściwie ich nie potrzebujemy.
Mimo wszystko pamiętam reklamy bardziej skomplikowanych modeli metalowych do własnego złożenia (smoki, skorpiony, i tego typu atrakcje), więc patrząc na relatywnie niską cenę tej konkretnej wyścigówki stwierdziłem ”czemu nie?”. Powiedzmy, że jest to test sprawdzający, czy metalowe konstrukcje nam się spodobają.
Model składaliśmy razem, choć od pewnego momentu sprowadzało się to do moich wysiłków i pomocy Kasi w podawaniu części, bo z każdym kolejnym elementem trzeba było kombinować coraz bardziej.
Mimo wszystko udało się złożyć cały model, i jak na prawdziwą Formułę Jeden przystało - ociera podwoziem o podłogę, kiedy jeździ. Kasia od razu rozłożyła przenośny dywanowo-materiałowy tor miejsko-wyścigowy, poprzynosiła do salonu wszystko co miało cztery kółka, i kiedy ja kończyłem dokręcać ostatnie śrubki, to ona organizowała już wyścigi. Bardzo nocne i zdecydowanie nielegalne.
Ogólnie zabawka szału nie robi, ale chyba od czasu do czasu można sobie kupić coś takiego i nie martwić się o wydane pieniądze - szczególnie, jeśli jest ku temu okazja.