Dzień Ojca to w naszym przypadku zazwyczaj samochody - były już zdalnie sterowane, wyścigówka Lego, czy metalowy złóż-to-sam, ale tym razem odeszliśmy nieco od tradycji i poszliśmy w stronę Brickheadz oraz książki.
Wszystko przez niedawną fascynację Stitchem, która dopełniła się zakupem figurki Stitcha z serii Lego Brickheadz. Było fajnie, ale po pewnym czasie czegoś zaczęło brakować:
Kasia zaczęła nawet narzekać, że nasz nowy niebieski koleżka nie ma z kim się bawić, więc trzeba się będzie rozejrzeć w ofercie pozostałych pudełek Brickheadz.
Skończyło się na Mandalorianinie z Grogu, czyli dwa w jednym: główny bohater w zbroi oraz mały zielony słodziak, tak zwany baby Yoda. Może nie jestem jakimś wielkim fanem serialu, ale ogólnie mi się podobał.
Figurki wyglądają po prostu fajnie, więc postanowiliśmy ogarnąć Stitchowi kolegów do zabawy. Obie postaci składaliśmy razem, na zmianę podając sobie części z kolejnego kroku i przyczepiając je do danej figurki, a wszystkiemu przyglądał się Stitch.
Co ciekawe, obie figurki mają w środku po jednym różowym klocku, którego w ogóle nie widać z zewnątrz, a wygląda jak… mózg! Zabawna zagrywka, bo tylko składający będzie to widział i o tym wiedział.
Bonusem do zestawu Brickheadz była książka z serii Tata Oli, której mamy już kilka egzemplarzy. Tym razem padło na Tata Oli i piłkarska gorączka z oczywistego względu: mojego oglądania EURO 2024.
Tata Oli to seria książek, która jest “tylko nasza”. Mama może sobie czytać wszystko inne, natomiast jeśli ja pomagam Kasi zasnąć, to zazwyczaj kończy się na czytaniu jednego z egzemplarzy Taty Oli. Książka jest zabawna, tata z Olą przeżywają śmieszne przygody - mimo że jest on nieco obciachowy, to jednak wszystko dobrze się kończy.